Etap Drugi życia dorosłegoKategorie: Rodzicielstwo, Ciąża Liczba wpisów: 139, liczba wizyt: 313670 |
Nadesłane przez: Ania_29 dnia 22-11-2013 16:47
Pies mnie świdruje wzrokiem, chce wyjść. Szymuś drzemie, musimy czekać, aż się obudzi. On śpi, ja wypoczywam. Zrobiłam sobie właśnie przerwę w wypoczywaniu, na poczet konsumpcji śledzia w occie. Gardło boli, ledwo przełykam ale w brzuchu burczy, żołądek domaga się jedzenia. Więc się katuję i jem. Śledzie lubię, więc przyjemność połączona z cierpieniem nawet znośna jest.
Syrop thiocodin i ibuprom zatoki dziwnie mnie otępiają. Czuję się jakbym była na jakimś haju :/
Dzisiaj rano wpadłam na pomysł, na który żałuję, że wpadłam. Szymon wstał lewą nogą a ja kompletnie nie potrafiłam nad nim zapanować :( Wpadł w histerię jak wsypałam psu karmę do miski. BO TO ON CHCIAŁ WSYPAĆ PSU KARMĘ. Aż się zanosił od płaczu, krzyczał a ja nie potrafiłam go uciszyć. Bo niby jak, szeptem... Mój aparat mowy uległ destrukcji, nie produkuje głosu. Na spacerze z psem dalej płakał, najpierw jeszcze o karmę a później, że go bolą nogi i to "bajdzio, bajdzio, bajdzio" go bolą. Wzięłam go na ręce. Ciężko spacerować z trzydziesto kilogramowym psem na smyczy, ciągnącym od drzewa do drzewa, czternasto kilowym dzieckiem na rękach i trzydziesto ośmio stopniową gorączką. Nic tylko siąść i płakać. Wróciliśmy do domu, ja wycieńczona psychicznie i fizycznie. Mieliśmy zrobić zakupy. Postanowiłam, że pojadę do Łaz, tam zrobię zakupy i przy okazji wstąpię do Mamy i poproszę ją, żeby tu chociaż na jeden dzień do mnie przyjechała, zająć się Szymkiem, żebym mogła jakoś w spokoju dojść do siebie... Mama najpierw się zgodziła, chociaż widziałam, że niechętnie. Po chwili zaczęła ściemniać, że jednak nie może jechać, bo ojciec może dziś rentę dostać a jak ją odbierze sam, to przepije wszystko i na chleb nie będzie. Babcia wyczuła ściemę i mówi, że ojcu przeież w poniedziałek renta ma przyjść, że na pewno nie dzisiaj... A Mama swoje, że no a jak dzisiaj jednak??? Do tego zaczęła się chwalić, że Renatka (starsza o rok siostra) to się jutro wprowadzać do nowego domu już będzie, a jakie ładne schody jej ojciec zrobił ale jeszcze nie skończone, jeszcze maluje, jutro będzie kończył. To mnie jeszcze bardziej zabolało, że tak się tym szczyci, bo u mnie na budowie ojciec nawet palcem nie kiwnął. No ale Renatka to co innego przecież. Renatka to nie ma pieniędzy, to trzeba jej pomagać, u nas pieniądze są, to pomagać nie trzeba.
Normalnie poczułam się jak wrzód na dupie. Co ja sobie myślałam? Że co, że chora jestem, to od razu wszyscy wszystko rzucą i przylecą mi z pomocą? A radź sobie. No to sobie poradzę, bo jakie mam wyjście.
Nadesłane przez: Ania_29 dnia 22-11-2013 04:47
Boże, niech się wreszcie zrobi jasno, bo oszaleję chyba :( Niech wstanie wreszcie moje dziecko i sprowadzi moje myśli na inne tory... Pobudzony dawkami leczniczymi kodeiny i pseudoefedryny umysł świruje! Składa przerażające informacje, w jeszcze bardziej przerażającą całość...
3 cytologie w ostatnim półroczu, wskazujące na zapalenie szyjki macicy. Po pierwszym badaniu cytologicznym pani doktor wykonała kolposkopię. Wykryła dużą, rozległą nadżerkę, której stan określiła stanem przedrakowym. Włączyła leki, których nazw już nawet nie pamiętam, po czym wykonała cytologię powtórkową. Dalej zapalenie. Kolposkopia jednak wykazała, że owa nadżerka nie wygląda już tak poważnie i nadaje się już do wymrożenia (wcześniej ponoć, gdy była tak rozległa, się nie nadawała). Znów leki i umówienie na wymrażanie. Przed wymrażaniem pani doktor stwierdziła, że jeszcze raz wykonamy cytologię. Dalej zapalenie. Akurat mnie pobolewało gardło i miałam chrypkę i panią doktor coś tknęło. Zapytała, czy często miewam problemy z gardłem. Nie wydawało mi się to jakoś specjalnie często, przecież mamy taką porę roku, że łatwo o infekcję. Nie bardzo rozumiałam jaki to miałoby mieć związek z moimi kobiecymi problemami... "Przepiszę pani Doxycyclinę, w celu wyeliminowania bakterii, które mogłyby ewentualnie powodować infekcję oraz zrobimy test na HPV". HPV - wirus brodawczaka ludzkiego. Brr, sama świadomość, że podejrzewa się u mnie coś takiego jest przerażająca.
Na pobranie materiału na posiew, umówiona zostałam na miniony poniedziałek. Wyczekałam się godzinę na poczekalni, bo pani doktor raczyła się spóźnić a przede mną były jeszcze trzy panie "z poślizgu". Wchodzę do gabinetu a moja pani doktor poddenerwowana zaczyna czegoś szukać :/ Pytam się, czy mam się rozebrać a ona, że nie... bo zapomniała ze szpitala przywieźć pożywki dla wirusa i nici z posiewu. Poczułam się, jakby mi młotem w łeb walnęła... Wzieła numer telefonu i miała dzwonić we wtorek, żeby umówić się ze mną na środę. Miała dla mnie specjalnie gabinet otworzyć, bo w środy, to ona normalnie nie przyjmuje. Zero telefonu. Tego samego poniedziałku zaczęło mnie boleć gardło. To już nie były przelewki, takiego bólu, to ja jeszcze nie doznałam :( Przez trzy dni nie byłam w stanie nic jeść ani pić, bo czułam, jakbym w gardle miała gorejącą ranę. Licho, co zaatakowało moje gardło, odporne było na wszelkie najlepsze apteczne specyfiki w tabletkach i pastylkach. Dopiero trzeciego dnia wieczorem resztkami sił poczłapałam do apteki i kupiłam sobie płyn do płukania gardła Glimbax i psikadło Uniben. Te specyfiki albo gardło znieczuliły albo naprawdę zadziałały, bo ból na tyle ustąpił, że byłam w stanie coś zjeść. Wczoraj był czwarty dzień męczarni. Ból gardła znośny ale w zamian straciłam głos :( Jakby jakiś filtr na słowa mi w gardle wyrósł. Szeptać jedynie mogę. Poszłam do lekarza. Znów antybiotyk, mimo iż powiedziałam, że niedawno przeszłam kurację Doxycycliną. Syropy, tabletki i dużooo wapna, za łączną kwotę 110zł. Głosu do chwili obecnej nie odzyskałam. No i mi się przypomniało to gardło, że ginekolożka pytała, czy nie mam z nim problemów. I czytam. I wyczytuję, że ten HPV równie ochoczo co szyjkę macicy, atakuje również i gardło... No i rozmyślam. I płakać mi się chce. Jutro chcę zadzwonić do pani doktor się przypomnieć. Tylko jak, jak mówić nie jestem w stanie? :( Smsa mam jej wysłać? Może do rana jakimś cudem odzyskam głos... Boże... Niech już się zrobi dzień! Boże, żeby to wszystko co sobie uroiłam, nie było prawdą!
Nadesłane przez: Ania_29 dnia 27-01-2013 20:42
Dzisiaj jest o niebo lepiej. Już nie czuję się jak Cudzoziemka w Raju Kobiet. Ledwo co prawda żywa ale jak nowonarodzona. Oczyszczona z wszelkich toksyn, zatruwających mój mózg, od dziś uskuteczniam inne myślenie. Czas się w garstki wziąść. Przecież to ja, ta sama Ania - Terminator, co kiedyś. W małym ciele wielki duch. Daleko mi do kogoś nijakiego i bezosobowego. Jak mogłam w ogóle tak o sobie pomyśleć. Ehh, dobrze, że Nocne Marki po nocach nie śpią. Dzięki jednemu takiemu (spokojnie Mężu - płci żeńskiej) zasypiałam (o prawie 5 nad ranem) z uśmiechem na twarzy.